• Facebook
  • Czytelnia
  • Redakcja i Kontakt
eKronika
  • Archiwum artykułów
  • Szukaj
  • Menu

Home / Anegdoty

Anegdoty

16 maja 2025/w Najnowsze artykuły, wydanie-79 /Autor adw. Piotr Paduszyński

Nadchodzi czas wyborów dziekana i członków Okręgowej Rady Adwokackiej. Wypadałoby zatem sięgnąć do anegdot zasłyszanych od byłych dziekanów naszej Izby. Zapewniam przy tym, że kilka również przepysznych wręcz historyjek usłyszałem od obecnego dziekana i jego konkurentów w nadchodzących wyborach. Niemniej jednak, licząc na ich wybaczenie, pozwolę sobie do nich wrócić innym razem. Teraz napiszę to, co usłyszałem od części dziekanów, których znałem, a których już wśród nas nie ma.

Nadchodzi czas wyborów dziekana i członków Okręgowej Rady Adwokackiej. Wypadałoby zatem sięgnąć do anegdot zasłyszanych od byłych dziekanów naszej Izby. Zapewniam przy tym, że kilka również przepysznych wręcz historyjek usłyszałem od obecnego dziekana i jego konkurentów w nadchodzących wyborach. Niemniej jednak, licząc na ich wybaczenie, pozwolę sobie do nich wrócić innym razem. Teraz napiszę to, co usłyszałem od części dziekanów, których znałem, a których już wśród nas nie ma.

Pierwszy raz z dziekanem naszej Izby spotkałem się w czasie studiów, gdy wraz z koleżankami i kolegami ze Studenckiego Koła Naukowego Młodych Prawników organizowaliśmy spotkania z różnymi prawnikami i osobami publicznymi. Był to Eugeniusz Sindlewski. Opowiadał o międzynarodowej konferencji, w której brali udział dziekani rad adwokackich z całego świata, a która – według mojej pamięci – miała się odbywać w Casablance. Według jego opowieści trzeciego dnia o głos poprosił tradycyjnie ubrany starszy mężczyzna, który okazał się być głową samorządu adwokatów z Beninu. I powiedział mniej więcej tak: Szanowni Państwo, my tutaj od trzech dni dyskutujemy o tym, jakie zasady należałoby zapisać w kodeksie etyki adwokackiej łączącym wszystkich adwokatów, ale mi się wydaje, że chwilami zapominamy o tym, że nigdy nie da się do końca zapisać w normie prawnej na czym miałoby polegać to, że adwokat przede wszystkim ma być porządnym, uczciwym człowiekiem.

Kiedy te słowa słyszałem jako student, nawet jeszcze nie miałem podjętej decyzji o zdawaniu na naszą aplikację. Wciąż mi towarzyszą.

Następcą dziekana Sindlewskiego był Bogdan Schmidt. Opowiadał on o tym, jak był kiedyś w Izraelu na zaproszenie jednego z kolegów z dzieciństwa, będącego wówczas tamtejszym adwokatem. Pewnego dnia gospodarz postanowił pokazać mu tamtejszy Sąd Najwyższy. W czasie wędrówki po korytarzach budynku gość zapragnął jako widz wejść na jedną z rozpraw. Według relacji, którą słyszałem, spór miał dotyczyć rozliczeń handlowych dwóch spółek. Dziekan opowiadał, jak na pulpicie jednego z adwokatów mignął mu znajomy zielony kolor, a gdy zabrał on głos, zauważył, że podnosi doskonale nam znajomy zeszyt orzecznictwa Sądu Najwyższego w Izbie Cywilnej. Po chwili ów pełnomocnik zaczął czytać polskie orzeczenie, ku zaskoczeniu dziekana, w oryginale. Przez chwilę wszyscy słuchali, po czym za stołem sędziowskim dał się widzieć mały ruch. Przewodniczący przerwał mówcy mniej więcej w następujący sposób (gospodarz przetłumaczył to swojemu gościowi): Panie Mecenasie, Pański przeciwnik doskonale rozumie, co Pan czyta, ja również, podobnie kolega (tu wskazał na prawo), ale drugi z kolegów (tu wskazał na sędziego z lewej strony) nie jest z Polski. Proszę tłumaczyć.

Aplikację w naszej Izbie miałem zaszczyt i ogromną przyjemność odbywać najpierw pod opieką adwokata Jerzego Szczepaniaka, potem zaś pod pieczą ówczesnego dziekana, Józefa Zejdy, i dawnego dziekana naszej Izby, adwokata Mirosława Olczyka. Historyjkami zasłyszanymi od nich lub z nimi związanymi chciałbym się tutaj podzielić.

Opowieści te sięgną czasów dawnych, tuż powojennych bowiem, stalinowskich.

Pierwszym dziekanem, a drugim moim patronem, który uczył mnie zawodu, był Józef Zejda, syn przedwojennego adwokata Eugeniusza Zejdy. Rewelacyjny cywilista, a do tego wyrozumiały nauczyciel i gawędziarz, którego opowieści można było słuchać godzinami. Kiedy mój przyszły patron kończył aplikację, jego ojciec po sfingowanym procesie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Łodzi był już wydalony z adwokatury i przebywał w więzieniu z wyrokiem 10 lat za rzekome szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii (wyrok ten w czasie odwilży został unieważniony jako całkowicie bezpodstawny, Eugeniusz Zejda zaś był później członkiem ORA w Łodzi w latach 1959–1964). W takich realiach po skończonej aplikacji mojemu przyszłemu patronowi odmówiono zgody na wykonywanie zawodu w Łodzi i wyznaczono siedzibę w Wałczu, gdzie pracował do 1955 r. Opowiadał mi o tym miejscu i środowisku prawniczym w samych superlatywach. Otóż okazało się, że towarzystwo na miejscu zastał wyśmienite, trafili tam bowiem świetni prawnicy z Wilna, a że pracy nie zawsze było nadmiernie dużo, to zdarzało się również i tak, że w tym samym dniu, w którym sąd wydał wyrok, adwokat pisał wniosek o jego uzasadnienie, a sędzia od ręki jeszcze tego samego dnia pisał uzasadnienie i poprzez woźnego doręczał je owemu mecenasowi. On zaś siadał i od razu, również tego samego dnia, pisał apelację, którą od razu składał w sądzie, a apelację woźny również w tym samym dniu doręczał jego przeciwnikowi, który tak samo tego samego dnia pisał i składał odpowiedź na apelację. Tę zaś sąd doręczał od razu przez (jak widać, nieocenionego) woźnego i w dniu wydania wyroku akta wraz z apelacją, odpowiedzią na apelację i dowodem jej doręczenia były ekspediowane do sądu II instancji. I pomyśleć, że wtedy nie było internetu, komputerów, kopiarek i tych wszystkich usprawnień, które mają przyspieszać naszą pracę.

Patronem, u którego kończyłem aplikację, był Mirosław Olczyk. Dla mnie postać niezwykła, genialny mówca, wyśmienity psycholog, który w pierwszej kolejności dążył do zrozumienia sędziego i tego, jak do niego dotrzeć ze swoimi argumentami w sprawie, w której bronił. Jednocześnie postać zasłużona dla naszej Izby. On to bowiem po czarnych czasach stalinowskich jako dziekan doprowadził do przywrócenia do zawodu kilkudziesięciu adwokatów pozbawionych go w złym czasie. Był to także bardzo ciepły człowiek, wyrozumiały patron i doskonały gawędziarz.

Kiedyś opowiedział mi o swojej pierwszej sprawie, na której przyszło mu występować w obronie innego człowieka. Historia ta działa się zresztą w tym samym roku, w którym adwokatowi Zejdzie odmówiono prawa wykonywania zawodu w Łodzi.

Po przyjęciu na aplikację adwokacką młody aplikant Mirosław Olczyk przyszedł do swojego patrona adwokata Jasińskiego podziękować za objęcie patronatem. Pan mecenas, który kancelarię prowadził w domu, zaprosił go do swojego gabinetu, w którym trzy ściany były zastawione niemal w całości regałami z książkami prawniczymi, następnie przedstawił go swojej żonie, przedstawił gosposi, podał numer telefonu do siebie do domu i do kawiarni, gdzie najchętniej i najczęściej rezydował. Już praktycznie przy pożegnaniu rzekł: Panie kolego, jutro pójdziecie do Sądu Okręgowego do Pana sędziego X. Pan sędzia wie, że przyjdziecie, i was dopuści do obrony. Sprawa jest prosta, stan faktyczny nie budzi wątpliwości. Sprawa jest z art.1 tego dekretu z sierpnia 44 roku, poradzicie sobie…

Dekret z 1944 roku to był dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) z 31 sierpnia 1944 roku o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego w art. 1 w razie uznania winy w swojej treści przewidywał tylko jedną karę – śmierci. Wprowadzone po pewnym czasie przepisy kodeksu karnego pozwoliły, by za każde przestępstwo zagrożone karą śmierci orzekać karę 25 lat pozbawienia wolności. Zatem we wspomnianych wyżej krótkich słowach aplikant, który nigdy nie bronił ani nie reprezentował nikogo w sądzie, dowiedział się, że jeżeli wygra swoją pierwszą sprawę, to jego klient pójdzie do więzienia na 25 lat, ale jeżeli przegra, to mu klienta powieszą.

Sprawa dotyczyła granatowego policjanta z małego miasteczka w centralnej Polsce, zmuszonego do udziału wraz z funkcjonariuszami niemieckiej Einsatzgruppe w konwoju taboru cygańskiego do pobliskiego lasu, gdzie Niemcy wszystkich członków tego taboru, w tym starców, kobiety i najmniejsze nawet dzieci, rozstrzelali.

Mirosław Olczyk wygrał tę sprawę i nie powiesili mu klienta, tylko trafił on na 25 lat do więzienia, z którego wyszedł po jakichś 13 latach.

Później mój patron był przez wiele lat jednym z najlepszych polskich obrońców, ale kiedy po uroczystości z okazji 50-lecia jego praktyki adwokackiej jako jedyna osoba spoza jego rodziny zostałem zaproszony do niego do domu na szklaneczkę whisky i spytałem o to, którą sprawę z tych lat praktyki najlepiej pamięta, po chwili namysłu powiedział mi, że właśnie tę pierwszą.

Na zakończenie zaś, również dla odetchnięcia od poważnej atmosfery poprzedniej opowieści, pozwolę sobie sięgnąć do notatek śp. dziekana Andrzeja Kerna, które otrzymałem od jego córki, Moniki. Przyszły dziekan naszej Izby, a później Marszałek Sejmu w czasie, kiedy razem z przyjaciółmi z Palestry tworzyli amatorski kabaret „Panowie w średnim wieku”, pisał tak: Ulubieńcem aplikantów był mec. Zygmunt Deczyński. Któregoś razu, chcąc dać wyraz tej naszej sympatii, oświadczyliśmy, że niebawem wybierzemy go na dziekana Rady. Pan Zygmunt spoważniał i powiedział: „Nie róbcie tego, nie wyrządzajcie mi takiej krzywdy, bo musiałbym opuszczać wszystkie bale wtedy, gdy dopiero się zaczyna zabawa”. Istotnie bale rozpoczynały się według pewnego rytuału, było dostojnie do godz. 24.00, gdy to dziekan Albrecht opuszczał salę zabaw z małżonką. Wówczas mec. Deczyński wykrzykiwał „Vogel i Nowak grać, Kern śpiewać, Jener udawać pawiana” i rzeczywiście zaczynała się prawdziwa zabawa. Na potrzeby takiej zabawy napisaliśmy
„Rumbę strzelającą” …

Czego pozostaje życzyć koleżance lub koledze, któremu przyjdzie być naszym dziekanem w następnej kadencji? Chyba przede wszystkim tego, by nie opuszczał balów adwokackich, zanim się zacznie prawdziwa zabawa.

O autorze artykułu

adw. Piotr Paduszyński
adw. Piotr Paduszyński
Ostatnie posty

Archiwum autora

  • AnegdotyNajnowsze artykuły2025.05.16Anegdoty
  • Anegdotywydanie-782024.12.17Anegdoty
  • fala-uchodzcow-paduszynskiAKTUALNE WYDANIE2022.04.09Kiedy się patrzy na falę uchodźstwa do Polski
  • paduszynskiAktualności2022.01.10Bareja by tego nie wymyślił
Doceń i poleć nas
  • Udostępnij Facebook
  • Wyślij e-mail
https://ekronika.pl/storage/2019/06/kronika-logo.jpg 0 0 adw. Piotr Paduszyński https://ekronika.pl/storage/2019/06/kronika-logo.jpg adw. Piotr Paduszyński2025-05-16 00:01:432025-05-16 00:32:22Anegdoty

AKTUALNY NUMER

okladka_78_NET

Twój adwokat / Ваш адвокат


twoj adwokat

Dokumenty niezbędne do prowadzenie czynności w sprawach obywateli Ukrainy – zbiór dokumentów do pobrania. WEJDŹ

DOŁĄCZ DO NAS

Odwiedź nasz profil
Dołącz do naszych czytelników

PROPONOWANE STRONY

Odwiedź również inne ciekawe strony. Kilka rekomendowanych przez nas znajdziesz poniżej.
Okręgowa Rada Adwokacka w Łodzi
Naczelna Rada Adwokacka
Adwokackie Centrum Mediacji przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Łodzi
Magazyn ADWOKAT …zajrzyj do adwokata!

Najnowsze artykuły

  • Do samorządu idzie się pracować16 maja 2025 - 00:14
  • Adwokatura ma głos16 maja 2025 - 00:13
  • Do Rady mam blisko16 maja 2025 - 00:12
  • Sądownictwo dyscyplinarne ostoją niezależności adwokatury16 maja 2025 - 00:11

REDAKCJA „KRONIKI”

90-531 Łódź, ul. Wólczańska 199

Kolegium Redakcyjne

42 633 33 73
katarzyna.piotrowska@adwokatura.pl

Wyślij wiadomość
© Copyright - Kronika - Pismo Izby Adwokackiej w Łodzi | polityka prywatności
  • Facebook
Przystanek: Strasbourg Sędziowie pełnomocnikom o mediacji i koncyliacji
Scroll to top
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach statystycznych i analitycznych. Możesz określić w przeglądarce warunki przechowywania i dostępu do cookies.AkceptujęPolityka prywatności