Bareja by tego nie wymyślił
Jest takie powiedzenie: „Bareja by tego nie wymyślił”. Używamy go, kiedy widzimy kompletny absurd, nonsens czy głupotę, najczęściej będące wynikiem takiej lub innej aktywności władzy publicznej. Życie co pewien czas przynosi nam kolejne bareizmy, a my się z nich śmiejemy, dziwiąc się jednocześnie, że ktoś na coś takiego wpadł i mu się przy tym wydaje, że wyszło poważnie.
Ostatnie dni przyniosły kolejne kuriozum. Otóż grupa pięciorga beneficjentów PiS w sądzie konstytucyjnym, przez złośliwych nazywanym od imienia i nazwiska jego pani prezes lubo też od pewnej jej aktywności w życiu prywatnym, wpadła na pomysł, by bez ogródek stwierdzić, że Trybunał Konstytucyjny nie jest sądem, tak jak tego wymaga uznany przez nich za niekonstytucyjny przepis art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wartości, czyli nie jest sądem niezawisłym i bezstronnym. Przy czym co istotne – nikt nie kwestionuje mandatu sędziowskiego tychże orzeczników i w pełni są władni orzekać jako sąd konstytucyjny, tyle że sami w swoim werdykcie stwierdzili, że sądem nie są.
Ci orzecznicy podpisali się bowiem pod twierdzeniem, że art. 6 ust. 1 owej Konwencji w zakresie, w jakim pojęcie sądu zostało użyte w tym przepisie, jest niezgodny z art. 173 w związku z art. 10 ust. 2, art. 175 ust. 1 i art. 8 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Po czym dodali, że ich zdaniem art. 6 ust. 1 zdanie pierwsze tej konwencji w zakresie, w jakim przyznaje Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka kompetencję do oceny legalności wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jest niezgodny z art. 194 ust. 1 w związku z art. 8 ust. 1 konstytucji. Czyli innymi słowy w ich opinii sądy europejskie nie mogą się wypowiadać (przynajmniej w zgodzie z polską konstytucją interpretowaną ich orzeczeniem) co do tego, czy m.in. ich kolega M. Muszyński, bo tak naprawdę to o niego chodzi w całej tej, jak niektórzy twierdzą, awanturze lub ustawce, jak mówią inni, jest sędzią w rozumieniu europejskim, czy też tylko tak go nazwali przedstawiciele partii aktualnie rządzącej i Prezydent RP?
W konsekwencji na tle sentencji ich werdyktu (jakby nie była dalej uzasadniana, to w pamięć powszechną zapadnie tylko teza w niej zawarta, a nie uzasadnienie), skoro trybunał, w którym orzekają, to nie sąd, to chyba sami nie powinni się uważać za sędziów, mimo że konstytucja właśnie takiego miana wobec nich używa.
W efekcie mamy miszmasz i pomieszanie z poplątaniem oraz przepiękne w swych prostocie, jak i nonsensie autookreślenie, że przecież my nie jesteśmy sądem i nie można badać, czy jesteśmy sędziami, a przynajmniej sędziami niezawisłymi i bezstronnymi, jak sędziów definiuje konwencja.
Tylko że jeżeli Trybunał Konstytucyjny nie jest sądem niezawisłym i bezstronnym, jakimi powinni być również jego sędziowie, tak jak tego chce art. 6 ust. 1 konwencji wspomnianej na wstępie, a do tego, nikt nie ma prawa oceniać, czy są oni sędziami, czy nimi nie są, to rodzą się pytania, czym tenże trybunał jest i kim są oni? Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.
O autorze artykułu
