Adwokatura – wbrew podziałom
Pierwsze w historii krajowe forum aplikantów adwokackich za nami. Adwokacka młodzież spotkała się na początku grudnia 2011 roku w Szczecinie, by dyskutować o wyzwaniach, które stoją przed tzw. Młodą Adwokaturą.
Czy było to udane przedsięwzięcie i jakie przyniesie owoce, okaże się w najbliższym czasie, gdy przemyślenia wyniesione z debat przybiorą postać wniosków i apeli, a powstałe w młodych głowach projekty przerodzą się w realne inicjatywy, których celem będzie budowanie lepszego jutra adwokatury.
Nie mam jednak wątpliwości, że było to potrzebne spotkanie. Wymiana poglądów na takim forum publicznym sprzyja pogłębieniu dyskusji o społecznej roli adwokatury, odmładzającej się z każdym rokiem, o jej fundamentach. Debaty pobudzały do myślenia. Szare komórki w aplikanckich głowach, odrywane na co dzień przez patronów od spraw o charakterze ogólnym, właściwym dla większej grupy społecznej, przyzwyczajone do kazusu, uwikłane w próby wycinkowej, fragmentarycznej interpretacji prawnych regulacji, zmuszone były porzucić, oby tylko nie na chwilę, analizę pojedynczych zagadnień, by podjąć się przeprowadzenia syntezy, uogólnienia doświadczeń nabytych podczas pierwszych lat zawodowego szkolenia.
Prawdą jest, że z uwagi na udział zaproszonych gości ze świata nauki i dorosłej palestry, prowadzących poszczególne panele tematyczne, głos aplikanta był mało słyszalny. Ten zaś, który w końcu rozbrzmiał na sali, przykuwał uwagę swoim krytycznym zabarwieniem. Słaby poziom szkolenia, zbyt wysokie opłaty za aplikację. To podstawowe zarzuty. Proponowane na sali ad hoc zmiany tego stanu nie nosiły oznak wirtuozerii. Ot, wystarczy zaprosić lepszych wykładowców, zmniejszyć opłaty, zastosować inną metodę szkolenia. Z drugiej strony, czasu na dyskusję o tych powszechnie odczuwanych przez aplikantów niedoskonałościach systemu szkolenia rzeczywiście nie było wiele.
Z pewnością tak raptownie rzucona w eter recepta nie wyczerpuje potencjału, inteligencji młodego pokolenia prawników. To tylko pomysł na dziś, raczej hasło niż plan działania, prezentacja postawy: nie zgadzam się, mam swoje zdanie. Zresztą, dobrze się stało, że takie wystąpienia miały miejsce. Że żal i niezadowolenie aplikantów znalazły ujście podczas szczecińskiego spotkania. Przecież to z oporu i odwagi formułowania własnych poglądów wykuwać się ma niezależność – podwalina adwokackiego rzemiosła. Z wiekiem i doświadczeniem stawać się ona będzie twardsza, obrastać umiejętnością niebanalnej argumentacji, a myślenie – czasami jeszcze cechujące się zawężoną perspektywą własnego interesu – stopniowo nabierać będzie dojrzalszych intelektualnie rumieńców. Nonsensem byłoby oczekiwać dzisiaj, tu i teraz, od młodych ludzi, żyjących jeszcze niedawno w radosnym studenckim świecie, przedstawiania pomysłów na kompleksowe, dogłębne rozwiązania, z którymi od lat zmagają się tęgie, nierzadko posiwiałe z wysiłku, prawnicze głowy. Młodzi mają jeszcze czas.
Zadaniem starszych, w dużej mierze patronów i wykładowców, niech pozostanie systematyczne użyźnianie młodej głowy, by w niej wykiełkowały rozbudowane projekty na organizację adwokatury, tak szerokie, jak masy magistrów prawa, które wlewają się dzisiaj przez próg adwokatury, wywołując u wielu dotychczasowych jej mieszkańców odczucie braku tlenu.
Z momentem otwarcia zawodów prawniczych bezrefleksyjnie zaakceptowano, powtarzane jak mantra przy opisywaniu dzisiejszej adwokatury, stwierdzenie o jej podziale na starą i nową część. Niuanse akcentowania tej cechy, jej ukrytego, podskórnego sensu, pozostawiono na boku.
Próba opisu przez podział zdaje się być oczywista, skoro tak dużo jest młodych adwokatów (i aplikantów), dopóki nie uświadomimy sobie, że najczęściej mówią o tym ci starsi, których datę wpisu na liście adwokatów przykrył już wieloletni kurz, dopóki nie zastanowimy się nad niewypowiedzianym sensem takich wypowiedzi, ich kontekstem historycznym (a nawet ekonomicznym). Liczby, procenty i daty, mające w sposób prosty zobrazować obecny stan samorządu, podkreślają jednocześnie przecięcie (a w każdym razie głębokie przetarcie) dotychczasowych nici tradycji, którymi tkana była legenda adwokatury. Otóż ta starsza adwokatura była inna – niezłomna, wyrosła z najlepszych polskich tradycji, sprawdzona w trudnych czasach. Podczas walk broczyła krwią, nie ustępując przeciwnikowi. Wzniosłym słowem, niczym patyną konsekwentnie pokrywała swoje lico. Z patosem było jej do twarzy. Aż do czasu przewrotu Gosiewskiego. Wtedy u drzwi palestry stanęła rumiana prawnicza młodzież w ilości, której nie widziały dotąd przysłonięte rogowymi oprawami okularów oczy najstarszych adwokatów, w butach skrojonych podług innych, narzuconych z zewnątrz wzorców. Nie pasująca do zastanych wzorców. U wrót niedosięgłej do tej pory dla wielu twierdzy rozległ się tupot, który wraz z przekroczeniem jej progu, zagłuszył dyskretne, dystyngowane kroki wieloletnich jej bywalców. Zniknęły niemodne obrazy w pozłacanych ramach, a na ich miejsce powieszono wydruki ze stron internetowych. Taki to podział, taka różnica – przykryta liczbami.
Szermowanie więc podziałem adwokatury na starą i nową, starszą i młodszą, prócz potwierdzenia istotnej dla niej samej i oczywistej cezury rozdzielającej czasy sprzed i po zmianach w ustawie samorządowej, niesie ze sobą również negatywne konotacje. Utrwala środowiskowe odczucia o dwóch współistniejących kategoriach wewnątrz jednego zawodu (my-oni). Zupełnie niepotrzebnie, bo siły i energii środowisko adwokackie potrzebuje w zupełnie innych miejscach, tam chociażby, gdzie decydować się będą losy projektu o doradcach prawnych.
W dyskusji na temat najbliższej przyszłości adwokatury pojawia się również teza, że lada moment młodzi przejmą w adwokaturze władzę (odstawiając starszych do kąta), co ma być wynikiem ich dużego, nieustannie trwającego napływu w szeregi samorządu. Według tego poglądu przejęcie prymatu w palestrze ma się więc sprowadzać do prostych działań arytmetycznych. Skoro młodych będzie więcej, to łatwo przegłosują starych. Skuteczność tych matematycznych rozumowań wymaga jednak pewnych założeń. I tu jest kłopot. Bo dlaczego młodzi mają wybierać tylko młodych, a starzy tylko starych? Dlaczego wybory do adwokackich władz samorządowych (przynajmniej na szczeblu izbowym) miałaby zdominować polityka niskich lotów, niepreferująca wiedzy, intelektu, doświadczenia, za to lgnąca do kolesiostwa, układów towarzyskich i kuluarowych rozgrywek?
Do tej pory glejtem do kandydowania na najwyższe samorządowe stanowiska był wizerunek adwokata, zbudowany na jego dorobku, inteligencji, ogładzie towarzyskiej i krasomówczych umiejętnościach. Nie widać symptomów zmian tego stanu. Nie ma powodu, by młodym adwokatom odmawiać inteligencji, instynktu samozachowawczego. Wybór dziekana izby jest wyborem reprezentanta środowiska na zewnątrz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kierował się tylko wiekiem kandydata i rokiem jego wpisu na listę adwokatów. Na sędziego sądu dyscyplinarnego nikt nie wybierze osoby o reputacji zbliżonej do wartości greckich obligacji rządowych.
Szczecińskie środowisko adwokatów dokonuje do tej pory dobrych wyborów, za które nie trzeba się wstydzić. Nie wierzę, by w najbliższym czasie, z uwagi tylko na powiększenie stanu adwokackiego o wiele młodych osób, miało się to zmienić. I nie sądzę, by nasza lokalna palestra miała być wyjątkiem na skalę kraju.
Adokatura nie żyje w próżni. Na jej kondycję nakłada się sytuacja w kraju i na świecie. Dotychczasowa konstrukcja naszego świata wyraźnie zachwiała się, ulotniło się przekonanie o świetlanej, coraz lepszej i zawsze bezpiecznej finansowo przyszłości. Do tego doszły skutki otwarcia zawodów prawniczych. Dla osób dotychczas je wykonujących lex gosiewski był zwiastunem rychłych kłopotów, zawirowania na rynku usług prawnych, wręcz rewolucji. Słowo konkurencja nagle stało się przydatne do opisywania sytuacji na rynku usług prawnych. Wolny rynek, tak chwalony przez adwokatów w niedawnych jeszcze czasach, teraz zaczyna uwiera. Szczególnie tych, którym wiedzie się gorzej niż przed zmianami.
A nowi adwokaci? Mają prawo czuć się jak Oburzeni z nowojorskich, madryckich, londyńskich parków i placów. Chcieli wejść tam, gdzie jest (i zawsze będzie) dobrze, tak przecież słyszeli. Aplikacja miała być bezpieczną przystanią, w której pracowicie spędzony czas miał pozwolić na rozwinięcie skrzydeł i start do lotu – najlepiej od razu pod niebo. Weszli, rozejrzeli się, zebrali do skoku … i uderzyli w szklany sufit. Nad nim, tam wyżej, frukta zajada już ktoś inny. I nie ma dla nich miejsca. A tu, niżej, potencjalni klienci nie kwapią się do stawania w kolejkach przed drzwiami kancelarii. Trzeba cierpliwie czekać (jak długo?), rozpychać się przy byle sposobności, być może rozciągając, niczym gumę, granice zasad etyki zawodowej – i to wszystko w imię przetrwania na rynku.
Paradoksalnie, w porównaniu do starszych adwokatów, młodzi zyskują przynajmniej jedno. Nie muszą przeżywać, towarzyszącym starszym kolegom z samorządu, negatywnych emocji związanych z zagrożeniem spadkiem dotychczasowego poziomu życia, dochodów, itp. Nie grozi im huśtawka nastrojów, wynikająca z ustawowej konieczności przesunięcia się na zawodowej ławce i zrobienia na niej miejsca innym. Bo oni na niej dopiero usiedli. I już od początku mają pod górkę.
Materiał został opublikowany także w In Gremio – szczeciński dwumiesięcznik środowisk prawniczych [nr 1(74) – styczeń/luty 2012].
Za możliwość publkacji redakcja Kroniki
serdecznie dziękuje.
O autorze artykułu
- Adwokat. Redaktor naczelny "In Gremio"
Ostatnie posty
Szkolenia2012.03.20Adwokatura – wbrew podziałom