Odznaczenia, zasługi i wątpliwości
Kapitule Odznaczenia Adwokatura Zasłużonym – w podziękowaniu – wraz z polemicznym głosem do uchwały nr XII zgromadzenia Izby Adwokackiej Łódzkiej z 21 maja 2016 r.
Podczas zgromadzenia łódzkiej Izby Adwokackiej 21 maja prezes NRA Andrzej Zwara wręczył mi (i innym) odznakę Adwokatura Zasłużonym. W imieniu odznaczonych – podziękował kolega Jarosław Szczepaniak. […].
Nigdy nie zabiegałem o odznaczenia. Gdy zacząłem dociekać w myślach, co sprawiło, że zostałem uhonorowany, to Sokrates okazał się mi pomocny ze swą nauką, zalecającą uczniom, aby spoglądali w zwierciadło i jeśli zauważą, że są piękni, stawali się godni tej urody, a jeśli jest inaczej, by swymi osiągnięciami wyrównywali te braki i poznawali samych siebie. […].
Nie sądzę jednak, by to zauważenie mojego wizerunku legło u podstaw odznaczenia mnie. Może zatem przyczynę winienem upatrywać w osiągnięciach lub zasługach wpisanych w ideę odznaczenia. Niezależnie od tego, czy powód uznania leży po stronie osiągnięć czy zasług, których sam nie dostrzegam, serdecznie dziękuję Kapitule odznaczenia […] za ten zaszczyt. Odznaczeni mają to do siebie, że, podobnie jak odznaczający, dzielą los odznaczeń, a te ulegają przewrotności losu. Mam nadzieję, że los okaże się w tym przypadku łaskawy. […].
Podczas zgromadzenia, składając sprawozdanie Komisji Rewizyjnej, wyraziłem uznanie dla dokonań trzech dziekanów ORA w minionej kadencji. Po moim wystąpieniu został przedstawiony i poddany pod głosowanie projekt uchwały, rekomendowany przez dziekana Dariusza Wojnara, autorstwa trzech profesorów: Szymona Byczki, Aleksandra Kappesa, Jacka Skrzydły dotyczącej praworządności i wolności obywatelskich.
Projektu uchwały nie doręczono przed zgromadzeniem w materiałach przesłanych przez Biuro ORA adwokatom z Izby Łódzkiej. Nie doręczono go też w wersji pisemnej uczestnikom zgromadzenia w jego dniu. Ograniczono się do wyświetlenia projektu na telebimie i odczytaniu tekstu. Wyświetlony tekst dla adwokatów wypełniających wielkopowierzchniową, kilkusetosobową aulę Uniwersytetu Medycznego, nie mógł być dostatecznie czytelny, nie było też odpowiedniego czasu dla zebranych na jego analizę przed głosowaniem. Procedując w takich warunkach zgromadzenie Izby podjęło 289 głosami przeciwko 35 przy 15 wstrzymujących się uchwałę oznaczoną nr XII. Oświadczam, że głosowałem przeciwko tej uchwale, gdyż uważam, że jej przyjęcie nie leżało w interesie łódzkiej Izby Adwokackiej.
Dziekan Jarosław Szymański zaprosił mnie na Konferencję Zawodów Zaufania Publicznego, która odbyła się na Wydziale Prawa UŁ na dwa dni przed terminem zgromadzenia. Na konferencji referaty wygłosili profesorowie Marek Chmaj i Witold Kulesza. Profesor Witold Kulesza, nawiązując do opinii hitlerowskich okupantów o Polakach i odwołując się do publikacji autorstwa Karla C. von Loescha Der polnische Volkscharakter. Urteile und Selbstßeugnise aus vier Jahrhunderten (Polski charakter narodowy. Opinie i samoświadectwa z czterech stuleci), wydanej w Berlinie w 1940 r. Przytaczał – za autorem – zebrane przez niego opinie o polskich zaletach i wadach narodowych; przytoczę i ja niektóre: Gadatliwość, kramarzenie słowami, rzucanie ich na wiatr. Nie ma drugiego takiego kraju, w którym mówi się tak wiele na wiatr jak w Polsce. Obietnice i przyrzeczenia dawane są bez myślenia o ich dotrzymaniu, niedotrzymywanie słowa, chełpliwość.
W publikacji jako cechę polskiego narodowego charakteru wskazywano, że: ludzie robią wszystko tylko w połowie. Na zakończenie zestawione zostały w parach sprzeczności charakteru narodowego, które w swym natężeniu odróżniają Polaków od wszystkich innych narodów. Są to m.in.: dążenie do wolności, wyniosła duma i mania wielkości, a równocześnie poczucie niższości, służalczość, uległość. Podstawowy feler ich duszy narodowej to doprowadzanie do buntu przeciwko każdemu porządkowi państwowemu, porządkowi obcemu jak i własnemu porządkowi prawnemu, przez co uniemożliwiają oni, by stali się Europejczykami w sensie określonym przez Talleyranda, co znaczy tylko tyle, by prowadzić własne życie w ustanowionym przez siebie ustawowym porządku.
Wnioskodawcy zgłoszeniem projektu tej uchwały, a zgromadzenie Izby jej uchwaleniem – jak pewno wielu obserwatorów naszego życia publicznego będzie sądzić – dobrze wpisali się w przytoczone niemieckie opinie. Drugi prelegent, znany konstytucjonalista profesor Marek Chmaj konkludował, że istnienie samorządu adwokackiego jest wyrazem woli suwerena ustanowionym w art. 17 Konstytucji, woli wyrażonej ustawowo przez swoich reprezentantów.
Szanując zatem siebie wzajem, poprzez udział w samorządzie adwokackim, z należnym szacunkiem winniśmy też traktować wolę suwerena, stwarzając sposobność, by mógł nam odwzajemnić się tym samym. Na tak ukształtowanych relacjach samorządu adwokackiego z suwerenem oparta jest zasada współdziałania i zasada pomocniczości, z których suweren wywodzi podstawę funkcjonowania samorządu adwokackiego, powierzając mu sprawowanie pieczy nad należytym wykonywaniem tego zawodu zaufania publicznego w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony.
Przyjęta przez Zgromadzenie Izby Adwokackiej Łódzkiej 21 maja 2016 r. uchwała nr XII – w moim przekonaniu – nie wpisuje się dobrze w te zasady, które legły u podstaw powołania i funkcjonowania samorządu adwokackiego i nie rokuje dobrych relacji z reprezentacją suwerena, a taka sytuacja z punktu widzenia interesów adwokatów i adwokatury jest niepożądana.
Adwokatura nie ma żadnego konstytucyjnego umocowania do rozstrzygania kompetencyjnego sporu pomiędzy konstytucyjnymi organami władzy ustawodawczej i wykonawczej z jednej strony a częścią sędziów Trybunału Konstytucyjnego z drugiej strony, ani też interesu, by identyfikować się z którąkolwiek ze stron tego sporu. Nie ma też żadnych podstaw ani interesu, by kontestować konstytucyjne prerogatywy prezydenta, a tym bardziej wydawać kategoryczne negatywne sądy. Istota sporu wykracza poza granice upoważnienia wynikające dla adwokatury z konstytucyjnej zasady pomocniczości przewidzianej w ustawie Prawo o adwokaturze i wyrażonej w postanowieniach art.1, że adwokatura powołana jest do udzielania pomocy prawnej, współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich oraz w kształtowaniu i stosowaniu prawa. […].
Niezależenie od tego podjęta uchwała jest także merytorycznie wadliwa z przyczyn, które szeroko uzasadniłem w wielostronicowym tekście przekazanym redakcji „Kroniki”. Z publikacji tej części tekstu zmuszony jestem jednak zrezygnować, z uwagi na warunki, jakie postawiła mi redakcja, uzależniając zgodę na publikację od ograniczenia tekstu do 3-4 stron. Stosując się do tych uzgodnień ograniczam się zatem do próby ustalenia, czy i jakie uzasadnione powody mają dziś adwokaci – odwołując się do współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich – by za częścią sędziów Trybunału Konstytucyjnego, czy też za ustawodawcą, bądź władzą wykonawczą, stawać w wywołanym pomiędzy nimi sporze konstytucyjnym?
Czy to ustawodawca uchwalił, a za nim Trybunał uznał za konstytucyjne przepisy procedury cywilnej, które prawo do sądu rozróżniają w zależności od tego, czy obywatel działa z profesjonalnym pełnomocnikiem czy też bez niego, nakazujące obywatelom reprezentowanym przez pełnomocników, by sami poprzez pełnomocników ustalali wysokość wpisów sądowych i wnosili opłaty przy składaniu pism procesowych pod rygorem ich zwrotu bądź odrzucenia, a inaczej traktując obywateli działających bez pełnomocników, na których takiego reżimu procesowego nie nałożono, pozostawiając im dostępność do sądu na zasadach dotychczasowych, uznawanych za standard.
Czyż nie zmieniono przepisów procedury cywilnej nakazując stronom, by przy pierwszej czynności procesowej w pozwie, czy też odpowiedzi na pozew zgłoszone zostały wszystkie dowody i twierdzenia pod rygorem ich utraty bądź pominięcia i czyż nie nakazano pełnomocnikom procesowym wzajemne doręczanie sobie pism procesowych pod rygorem ich zwrotu bądź odrzucenia.
Czy tym samym nie wypaczono istoty postępowania cywilnego? Czyż to nie tak, jakby graczom w pokera, czy też brydża, nakazać, by pokazali, jakie mają karty przed przystąpieniem do licytacji? Czyż tym samy o rezultacie postępowania ma decydować to, czy i z jaką skutecznością pełnomocnicy stron ze sobą korespondują, a nie to, co jest przedmiotem sprawy?
A czy na obywateli nie nałożono obowiązku mediacji przed wniesieniem pozwu, z którym powiązano kolejny obowiązek tłumaczenia się z tego, dlaczego do mediacji nie doszło, to wszystko pod rygorem zwrotu pozwu na wypadek nieudzielenia takich informacji?
Czemu mają służyć te kolejne zmiany i obowiązki nakładane na obywateli, jeśli nie wygodzie sądów i zarazem ograniczaniu praw dotychczas przysługujących obywatelom?
Czyż w sądowym postępowaniu elektronicznym, przypadkiem tak zwany e-sąd nie wymierza już e-sprawiedliwości e-obywatelom w e-państwie, wydając tytuły wykonawcze w stosunku do osób nieżyjących bądź niebędących dłużnikami, z trudnymi do ogarnięcia konsekwencjami dla praw obywateli? […].
A czy przypadkiem nie pozbawiono obywateli w postępowaniu karnym prawa do uzyskania pełnej informacji o podstawach, na jakich oparte zostały niektóre rozstrzygnięcia, które dotyczą ich praw, poprzez zniesienie obowiązku uzasadniania niektórych rozstrzygnięć?
A dlaczego to oskarżony, bądź skazany został pozbawiony prawa do uzyskania uzasadnienia każdego rozstrzygnięcia dotyczącego sfery jego praw? […].
Czy te zmiany służą obywatelom, czy też może bardziej wygodzie sędziów i organów ścigania?
A wydawać by się mogło, że w unijnej Europie to w praworządności chodzi o sprawiedliwość, a nie o szybkość, zaś w sprawiedliwości o ochronę praw obywateli, a nie uprawnień i przywilejów sądzących. Cóż, prawda i tu okazała się chyba inna, skoro – jak się zdaje – to szybkość postępowania ma sterować praworządnością, a przywileje sądzących sprawiedliwością.
Czy przypadkiem dziś nie stało się tak, że ustawodawca, który wyposażał sądy w kolejne przywileje kosztem praw obywatelskich, uzyskując aprobatę sędziów i Trybunału Konstytucyjnego, w chwili, gdy wpadł na pomysł, by sędziom Trybunału podyktować nowe zasady organizacji pracy: odebrać im ich dotychczasowe przywileje w tym zakresie – to spotkał się z dezaprobatą z ich strony?
Wreszcie, czy to nie Trybunał Konstytucyjny uznał za konstytucyjne wyrokiem z 7 maja 2014 r. w spr. K 43/12 przepisy podwyższające wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn, uchwalone właśnie przez Sejm VII kadencji, o który chodzi autorom w uchwale Izby Adwokackiej Łódzkiej, biorąc sobie za nic 14 postulat strajkowy z 21 postulatów ogłoszonych 17 sierpnia 1980 r. przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Gdańsku, które tworzyć miały ponoć podwaliny dla nowo budowanej od 1989 r. polskiej demokracji, a i też utrwalony dotąd stan prawny w tym zakresie, ustanowiony jeszcze przez poprzednią, krytykowaną za brak społecznej wrażliwości i niedemokratyczną władzę?
Czyż „Solidarność” nie została tym samym odesłana do muzeum razem ze swymi postulatami, a ponad 2 miliony zebranych przez nią podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie nie zostało zignorowane i wrzucone do kosza?
Nasz ustawodawca przez 27 lat budowania demokracji ma zatem – jak widać – niemało dokonań, na które złożyły się osiągnięcia wszystkich sił i ugrupowań politycznych, które sprawowały władzę, a roli, jaką w tych dokonaniach odgrywają sędziowie sądów i Trybunału nie sposób nie zauważyć.
Toteż gdy sędziowie Trybunału i w ogóle ci sędziowie, którzy zdecydowali się na publiczne prezentowanie swych stanowisk w tym sporze, odwołują się do swej odrębności i niezależności, niechajże może skorzystają z nauk Sokratesa i spojrzą w lustro, a dostrzegą, jaką mają naprawdę silną, historycznie ugruntowaną legitymację do wypowiadania się za suwerena. Zapewne ukaże im się i taka prawda, że suweren pozbawiony był i dotychczas jest pozbawiony bezpośredniego wpływu na obsadzanie stanowisk sędziowskich i na ocenę ich dokonań zawodowych.
A ta prawda być może sprawi, że sami sędziowie uznają, że suweren nie wyposażył ich w tak silny mandat, jaki udzielił prezydentowi RP czy też ustawodawcy, i by oceniać prezydenta czy ustawodawcę, powołując się na odrębność swego imperium, winni mieć tak samo silny mandat, udzielony im bezpośrednio przez suwerena. Jeśli zatem powołują się na reprezentację woli suwerena, to czyż sami nie oczekują, by suweren ten stan rzeczy zmienił? Czyż nie oczekują, by suweren miał prawo bezpośrednio decydować o tym, kto wykonuje w jego imieniu sędziowskie imperium, wiedzieć, jakie ma profesjonalne przygotowanie, jaką praktykę, jakie doświadczenie, jaką wiarygodność oraz czy i jakim społecznym i środowiskowym zaufaniem się cieszy? […].
PS. Profesorowi Witoldowi Kuleszy i dr Janowi Kuleszy dziękuję za udostępnienie roboczej wersji publikacji Lekceważenie a znieważenie Narodu Polskiego, Rzeczypospolitej jej Prezydenta lub konstytucyjnych organów – wykroczenie a przestępstwo wraz materiałami źródłowymi i zgodę na ich wykorzystanie.