Mężczyzny byś o to nie zapytała…
Anna Jaczun, tegoroczna laureatka tytułu „Adwokatka roku˝ w rozmowie z Katarzyną Effort-Szczepaniak
Pani mecenas, jak to jest zostać Adwokatką Roku?
Wspaniale! Dołączenie do laureatek tego konkursu to wielka przyjemność, tym bardziej że kilka z nich miałam już okazję poznać, i są to fantastyczne osoby. Nagrodzenie przez kapitułę składającą się z osób, które szczerze podziwiam, to wielki zaszczyt.
Jak pani myśli, co jest najważniejsze w zawodzie adwokata/adwokatki?
Wrażliwość na drugiego człowieka. Świadomość, że przychodzi do nas najczęściej w trudnej chwili swojego życia, a my jesteśmy dla niego przewodnikami po dżungli przepisów prawa. Myślę, iż empatyczne podejście do klienta to połowa sukcesu. Drugą są oczywiście nasze kompetencje. Dodatkowo warto w tym wszystkim nie zgubić siebie i o siebie dbać, bo przemęczeni, wypaleni nie będziemy w stanie pomagać innym.
Kiedy i z jakiego powodu zaczęła się Pani angażować w projekty pomocowe, pracę pro bono?
W październiku 2020 r. po wyroku pseudo-TK w sprawie aborcji. Gdy wybuchły protesty społeczne, moja młodsza córeczka miała 9 miesięcy, a ja byłam na macierzyńskim. Temat praw reprodukcyjnych zawsze leżał mi na sercu, maszerowałam z czarną parasolką już w 2016 r. Ponieważ miałam kontakt z lokalnymi aktywistkami ze Strajku Kobiet, naturalnie doszło do współpracy między nami w zakresie pomocy prawnej. Gdy okazało się, że w Warszawie i innych miastach ludzie są masowo legitymowani, a niektórzy zatrzymywani za udział w demonstracjach, postanowiłam – po konsultacji z ówczesną dziekan Izby Białostockiej dr Agnieszką Zemke-Górecką – stworzyć zespół adwokatek i adwokatów, którzy będą pełnić dyżury na wypadek zatrzymań. Udało się fantastycznie dzięki zaangażowaniu ludzi z mojej Izby. Chcę w tym miejscu bardzo im podziękować. Razem zabezpieczaliśmy prawa osób, którym były stawiane czasem bzdurne zarzuty, de facto tylko dlatego, że brali udział w demonstracjach na rzecz praw kobiet. Reprezentowaliśmy je podczas przesłuchań na komisariatach i przed sądami. Z sukcesami.
Pod koniec kwietnia 2021 r. jedną z aktywistek w trybie natychmiastowym wyrzucono z katolickiej szkoły, ponieważ w swoim czasie wolnym poszła na zgromadzenie z okazji Dnia Kobiet, na którym domagano się pełni praw reprodukcyjnych. Reprezentowałam ją w sporze ze szkołą.
Czy pomoc uchodźcom na granicy z Białorusią to był początek? Co wpłynęło na to, że Pani się takiej pomocy podjęła?
Jak już wspomniałam, pomoc na granicy to nie był początek mojej działalności. W związku ze Strajkami Kobiet miałam kontakt z kolektywem Szpila, organizującym pomoc prawną osobom represjonowanym. Kiedy zaczął się kryzys humanitarny na Podlasiu w związku z przepychaniem przez zieloną granicę uchodźców przez służby białoruskie, byłam z nimi w kontakcie i pomagałam w organizacji pomocy prawnej. Byłam – można tak to nazwać – „skrzynką kontaktową”, która pośredniczyła między aktywistami zabezpieczającymi uchodźców w lesie, a adwokatkami i adwokatami, którzy mieli udzielić pomocy. Siłą rzeczy bardzo dużo spraw przechodziło przez moje ręce, a były to często interwencje w nocy lub w weekendy. Dodatkowo po przekazaniu kontaktu do adwokatki lub adwokata, który podjął się pomocy, moja rola się kończyła, ale pytania, co się stało z ludźmi w lesie, nadal były w mojej głowie. To był bardzo trudny okres. Chyba pod koniec października albo na początku listopada okazało się, że Grupa Granica chce zorganizować 24-godzinny system dyżurów prawników z uprawnieniami (adwokatów i radców prawnych), którzy będą interweniować w razie potrzeby. Po nawiązaniu kontaktu udało się nam wspólnie takie dyżury zorganizować, przy czym ja byłam odpowiedzialna za zebranie i skoordynowanie adwokatów i adwokatek z naszej Izby. W zespole jest 30 adwokatek i adwokatów właściwie na całej linii granicy polsko-białoruskiej, którzy pracują z wielkim zaangażowaniem, za co im w tym miejscu dziękuję. Dyżury są pełnione od 15 listopada 2021 r. do dziś. Końca niestety nie widać.
Jak wygląda sytuacja adwokatów pomagających na granicy aktualnie, ale także przy kryzysie na granicy z Białorusią?
Jeśli chodzi o sytuację na granicy polsko-ukraińskiej, to wiele nie powiem, ponieważ jednak to nie mój teren, a napływ uchodźców z Ukrainy na teren naszej Izby jest na razie stosunkowo niewielki. Z rozmów z koordynatorami pomocy osobom uciekającym przed wojną w Ukrainie z izb lubelskiej i rzeszowskiej wiem, że mają pełne ręce roboty, udzielając informacji i porad prawnych. Jeśli chodzi o granicę polsko-białoruską, to niestety sytuacja nie zmieniła się, wręcz w ostatnich ok. 2 tygodniach obserwujemy wzrost liczby osób, które potrzebują pomocy. Tutaj chciałam bardzo mocno podkreślić, że po pierwsze te osoby w dużej części również uciekają przed wojną lub prześladowaniami. Po drugie – nie mogą legalnie przejść przez przejście graniczne jak Ukraińcy. Trzeba sobie zdać sprawę, że ci ludzie są zakładnikami reżimu Aleksandra Łukaszenki, są przez służby białoruskie wywożeni na pas graniczny i siłą, często biciem albo pod ostrą bronią zmuszani do przekroczenia granicy w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Traktowanie ich wszystkich jak poważnych przestępców to nieporozumienie. Chociaż nawet przestępców lepiej się traktuje, ponieważ zapewnia się im schronienie, posiłek i wodę, a nie wyrzuca do zimnej puszczy. Tak że nadal pełnimy dyżury, nadal interweniujemy, nadal staramy się zapobiec push-backom.
Jak godzi Pani pracę zawodową, pracę społeczną z życiem prywatnym?
Zawsze mnie zastanawia, czy mężczyznę też by zapytano, jak łączy te obszary? Moje małżeństwo jest bardzo partnerskie, mój mąż w ostatnim roku zajmował się dziećmi na pewno więcej niż ja. Ogromnym wsparciem są też moi rodzice i teściowie. Warto mieć świadomość, że nie da się samodzielnie ogarnąć wszystkiego – i pracy, i rodziny, i działalności społecznej, i żeby jeszcze we wszystkim być najlepszym. Cały czas więc uczę się sobie odpuszczać drobne rzeczy, chociaż to niełatwe.
Jak radzi sobie Pani Mecenas z takim obciążeniem psychicznym, jakim zapewne jest pomoc osobom w kryzysie uchodźczym?
Korzystam z pomocy psychoterapeutki, która niewątpliwie pomogła mi przetrwać ostatni rok, chociaż zgłosiłam się do niej w związku z depresją poporodową, którą długo, bo prawie rok, wypierałam ze świadomości. Dodatkowo bardzo dużym wsparciem są mój mąż, rodzice i rodzeństwo oraz przyjaciele. Staram się też dbać o siebie, znaleźć przynajmniej kilka „tylko moich” godzin w każdym tygodniu. Ostatnio staram się tak przeorganizować pracę, żeby jeden dzień w tygodniu mieć luźniejszy lub w ogóle wolny, ale jak to w naszym zawodzie – różnie bywa.
Co Panią Mecenas inspiruje i napędza do działania?
Trudne pytanie. Gdy się głębiej zastanowię, to chyba niezgoda na nierówne traktowanie i wynikającą stąd niesprawiedliwość. Poczucie, że mogę uczynić ten świat chociaż trochę lepszym. Nadzieja na to, że moje działania sprawią, że moim dzieciom będzie się żyło łatwiej, albo że przynajmniej będą wiedziały, jak trzeba traktować drugiego człowieka – z empatią i poszanowaniem jego praw.
___
Fot. Wojciech Jakubiuk / jakubiuk.com
O autorze artykułu

- Adwokat Izby Adwokackiej w Warszawie. Współpracuje z Kroniką od 2017 r.