Kilka myśli o nieobecności…
1.
Po raz pierwszy odkąd złożyłem ślubowanie na aplikacji adwokackiej, nie będę na zgromadzeniu Izby. Dlaczego? Na kongresie, na którym chcą się spotkać wszystkie zawody prawnicze, nie powinno brakować adwokatów. Mamy ambicje, by nasze łódzkie środowisko było w awangardzie tego, co dobre w adwokaturze – a na kongresie rozmawiać będziemy o imponderabiliach. Jeśli w Polsce zabraknie mechanizmów pozwalających na niezawisłe orzekanie przez sędziów, gdyby w sądzie zaczęła decydować nie siła prawniczego argumentu, a w niejasny sposób określona potrzeba suwerena, zacznę się zastanawiać, co mogę innego w życiu robić.
2.
Są tacy, którzy jak już się dorwą do władzy, to nie popuszczą. Wszystkich i wszystko, co nie jest ich pomysłem, uznają za zło i tępią. Inni z kolei to recenzenci – drwiący i przekonani o tym, że są lepsi i lepiej rozumieją świat, a ci, co się do władzy dorwali, to tak naprawdę idioci, którzy nic nie robią, a jak robią, to zawsze i wyłącznie źle. Nie chcę być zaliczany ani do jednych, ani do drugich. Chcę robić swoje, w ramach zdań, jakie mi nowe władze przydzieliły.
Pierwszą z rzeczy, o których mówiłem przed wyborami – redystrybucję składki płaconej przez ORA do NRA z przeznaczeniem na cele związane z tzw. wizerunkiem – udało się zrealizować. Nie w pełni tak, jak sobie to wyobrażałem: nastąpiła bowiem po prostu redukcja składki. O tym, jak zostaną wykorzystane pozostające w ORA kwoty, zdecyduje mądrość lokalnych środowisk. Nasze, łódzkie, będzie trzecią izbą, która po decyzji NRA przeprowadzi Zgromadzenie Izby. Z jakim efektem?
3.
Wiele lat temu usłyszałem od mojego mentora w pracy samorządowej, że siła adwokatury tkwi w jej różnorodności. Od pewnego czasu zaczynam się zastanawiać, czy ta różnorodność rzeczywiście stanowi o sile, czy raczej jest źródłem frustracji części środowiska – tej części, której poglądy nie są przez większość akceptowane. Z jednej więc strony naturalne staje się pytanie, czy w naszym środowisku jest miejsce na odmienne niż większości poglądy i na akceptację faktu, że ktoś może inaczej widzieć nasze sprawy. Innymi słowy – pytam o to, czy potrafimy się szanować? Warto jednak też pomyśleć, czy przypadkiem w chwili próby – a ona właśnie nadeszła – gloryfikowanie odmienności poglądów za wszelką cenę nie jest bardziej przekleństwem adwokatury niż jej atutem. Czy gdy umawiamy się na coś, nie powinniśmy tego stanowczo i wspólnie realizować, a nie osłabiać siłę przekazu całej adwokatury poprzez dzielenie włosa na czworo i ciągłe podkreślanie własnej odmienności oraz wyjątkowości? Kilka miesięcy temu umówiliśmy się – bo tak należy nazwać decyzje podjęte na Krajowym Zjeździe Adwokatury – w jaki sposób chcemy, by nasz samorząd był zorganizowany. Większość uchwał przyjęta była zdecydowaną większością głosów. Wydawać by się mogło, że to dobra prognoza w sytuacji społecznej, w jakiej jesteśmy jako grupa zawodowa i jako obywatele. Delegaci KZA mieli świadomość ogromnych oczekiwań naszego środowiska co do wprowadzenia takich zmian, które będą, odwołując się do tradycji, czyniły wykonywanie zawodu adwokata nowoczesnym i współczesnym.
Nie chodzi mi wcale o czołobitną jednomyślność. Ta zawsze czyni rzeczywistość karykaturalną – właśnie jesteśmy tego świadkami. Bardziej o to, by ci, których wybrano do władz, realizowali wizję samorządu z szacunkiem dla inności i dla aktywności kolegów, którzy z kolei mają ten komfort, że mogą przede wszystkim recenzować, bo wybrani nie zostali. Realizacja uchwał zjazdowych wymaga rzeszy rąk do pracy, a tych nie znajdzie się, gdy inność będzie rugowana. Muszą wszak istnieć nienaruszalne spoiwa. Brońmy się więc i przed nonszalancją naszej „władzy”, i przed zbytnią wygodą bycia jedynie tropicielami i recenzentami, „jedynymi prawdziwymi obrońcami” adwokackiej demokracji, obnażającymi rzekomą nieudolność władz adwokatury i brak znajomości środowiska. Nieśmiertelny jest zarzut: „Naczelna nic nie robi”. Groźny i często niesprawiedliwy, wynikający jeśli nie ze złej woli, to z niewiedzy o aktywności innych kolegów. Udzielanie się w mediach społecznościowych niekiedy nie wymaga wiele więcej ponad dostęp do komputera i zacięcie publicystyczne. Narzekamy na media – a sami się tabloidyzujemy w naszych opisach zjawisk, sądach i ocenach.
4.
Nieustający stan fermentu wewnątrz adwokatury potęgują okoliczności zewnętrzne. Funkcjonujemy cały czas w pewnym napięciu wobec innych zawodów prawniczych. Obecna sytuacja, gdy demontuje się system trójpodziału władz, powoduje, że naszego wewnętrznego fermentu nie należy jeszcze bardziej podsycać, ale nie należy się też okłamywać, że nie ma między nami żadnych różnic. Musimy zajmować się pieczołowicie tym, co jest wspólne. Ważny jest jak najwyższy standard i komfort pracy adwokata. Jego osiągnięcie i utrzymanie to niewątpliwie jedna z podstawowych funkcji samorządu. Musimy jednak mieć świadomość, że podstawowym elementem tego standardu codziennej pracy jest poszanowanie reguł prawa. W sytuacji, gdy atakowane są inne zawody prawnicze, a jeden z nich, prokuratura, został już całkowicie ubezwłasnowolniony, trzeba współpracować z innymi środowiskami w obronie porządku prawnego. Pracujmy więc równolegle i nad tym, co na bieżąco dla standardów naszej pracy ważne, i nad zachowaniem imponderabiliów. Wybranie tylko jednej z tych dróg oznaczać będzie, że tak czy inaczej samorząd adwokacki się zmarginalizuje. Albo się rozmieni na drobne i będzie pilnował swojego kuferka, gdy statek tonie, albo zajmie się wyłącznie ratowaniem statku, a kuferek – czyli to, co jest specyfiką wykonywania zawodu adwokata – pójdzie na dno. I tak źle, i tak niedobrze. Kilka osób nie jest oczywiście w stanie angażować się równie intensywnie w różne sfery działalności, ale po to samorząd jest ciałem kolegialnym, aby jego członkowie mogli aktywnie zająć się i jednym, i drugim.